wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 3

Po skończonym spotkaniu udałam się do domu, gdzie już byli pewnie znajomi taty. Mam nadzieję, że będzie tam ktoś kogo znam. Gdy byłam mała moim ulubieńcem był Petr Cech. Nie mam pojęcia dlaczego, ale uwielbiałam go. Ba! Nadal go uwielbiam! Mimo tego, że przed długi okres czasu nie miałam z nim kontaktu. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk mojego telefonu. Zobaczyłam, że to mama, więc od razu odebrałam ustawiając na tryb głośnomówiący.
- Cześć mamo! - powiedziałam głośno.
- Cześć kochanie, jak podróż. Wszystko dobrze? - zapytała zmartwiona.
- Tak, tak. Wszystko dobrze, już jestem mniej więcej rozpakowana.
- To dobrze, a co to za szum? - zapytała
- Jestem w samochodzie, właśnie wracam ze spotkania z Amy.
- Z tą Amy? - zapytała zdziwiona.
- Tak mamo, z tą Amy - odpowiedziałam jej troche zirytowana.
- No nie denerwuj się, przecież tylko się zapytałam.
- Ja się nie denerwuję. Dobra, ja kończe, bo prowadzę, zadzwonie do ciebie jutro wieczorem, bo rano jadę zobaczyć trening taty, a potem zawieść papiery do szkoły.
- Do jakiej szkoły? - zapytała jeszcze.
- Jutro ci wszytstko opowiem, Pa! - zbyłam ją szybko i sie rozłączyłam
Wiem, że może nie powinnam tak do niej mówić, bo jest moją matką i sie martwi, ale denerwują mnie te jej wszystkie pytania.
Po kilku minutach dojechałam do domu, odstawiłam samochód do garażu, pozamykałam wszystko i weszłam na górę. Już na schodach usłyszałam śmiechy. Gdy weszłam do salonu, zobaczyłam kilku facetów grających w jakies wyścigi na Play Station. Zawsze myślałam, że piłkarze grają w Fife. Widocznie się myliłam. Byli tym tak pochłonięci, że nawet mnie nie zauważyli.
- Ha! Wygrałem!! - zaczął krzyczeć facet w loczkach - Dajesz mi stówę! - powiedział do niewysokiego mężczyzny w czarnych włosach. Nie miałam pojęcia jak sie nazywają. ale mogłam zauważyc, że na pewno nie są Anglikami, bo mają inny akcent.
- Oszukiwałeś! Cały czas mnie szturchałeś i śpiewałeś! Nie mogłem się skoncentrować! - odkrzyknąl ten mniejszy.
- Wygrałem, wygrałem, wygrałem! - zaczął tańczyć ten drugi. A reszta zaczęła się z nich śmiać. I pomyśleć, że oni mają z 20 lat!
Postanowiłam się w końcu odezwać, bo inaczej mnie nie zauważą.
- Hej! - powiedziałam nieśmiało.
- Heej! - podszedł do mnie ten w lokach - Jestem David, a ty Carmen, nie? Frank nam dużo o tobie opowiadał! - powiedział szybko. I to niby baby gadają dużo.
- Tak, jestem Carmen. Miło mi cię poznać.
- Frank, dlaczego ty mi nie powiedziałeś, że masz taka fajną córkę!? - zapytał się oburzony.
- Ty się lepiej odczep od mojej córki! - zaśmiał się mój tata.
- Jestem Eden - w tym momencie przedstawił mi się ten niższy chłopak.
- Miło mi, Carmen. - powiedziałam i podałam mu rękę.
Zobaczyłam jak z kanapy wstaje John Terry i podchodzi do mnie. Od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Hej, hej, heeeej! - krzyknęłam. Był jedyną osobą którą tu znałam. Oczywiście nie licząc mojego taty.
- Czeeść! Bo mnie udusisz - zaśmiał się mężczyzna.
- Nie ma Petra? - zapytałam się smutno.
- Nie ma, nie dał rady przyjść - odpowiedział mi tata.
- Ale masz nas! - krzyknął David.
- On tak zawsze? - zapytałam się Edena, który usiadł koło mnie na kanapie.
- Zawsze - zaśmiał się.
- Ty się nie śmiej, tylko dawaj mi stówę! - powiedział oburzony Lokowaty. Czarnowłosy westchnął  i wyciągnął 100 funtów z portfela.
- Masz oszukańcu! - podał mu pieniądze, a tamten zaczął całować banknot.
Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się śmiać, rozbraja mnie ten człowiek.
- Od dawna grasz w Chelsea? Przepraszam za takie durne pytanie, ale przez ostatni czas w ogóle się nie interesowałam światem piłki nożnej. - zapytałam się chłopaka, ktory siedział koło mnie, kiedy już się trochę uspokoiłam.
- Nie szkodzi - zaśmiał się lekko - To jest mój pierwszy sezon.
- To wcześniej gdzie grałeś? - zapytałam nieśmiało.
- We Francji, w Lille. - odpowiedział uprzejmie.
- O super! Jesteś francuzem?
- Nie, nie. Jestem belgiem. - ups, chyba trochę się zbłaźniłam.
- Przepraszam! - powiedziałam i zakryłam usta rękami.
- Spokojnie, nic się nie stało, przecież akcent mógł cię zmylić - powiedział w ogóle nie zrażony.
- Chyba muszę poczytać trochę na wasz temat, żeby nikomu nie zadawać takich głupich
pytań - zaśmiałam się i spojrzałam na tatę i Johna, którzy teraz się scigali. A David latał koło nich i próbował ich zdekoncentrować.
- A on skąd skąd jest - zapytałam się Edena.
- Z Brazylii - uśmiechnął się.
- Ok, dzięki! Ja spadam na góre - powiedziałam trochę glośniej, żeby wszyscy usłyszeli.
- Nie zagrasz z nami? - zapytał sie John.
- Niee! Nie umiem grać w takie gry. - odpowiedziałam.
- Eden też nie umie, a gra! Nie przejmuje się porażkami, prawda? - zaśmiał się David.
- Będziesz mi wypomiał tą przegraną do końca życia? - powiedział zirytowany chłopak.
- No coś ty! Ja?
Zaśmiałam się, pożegnałam z wszystkimi i poszłam do siebie. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki wziąc przysznic. Mimo wczesnej godziny, położyłam się spać, bo wiedziałam, że rano muszę wcześnie wstać.
___________________________________________________________
Witam wszystkich! Przepraszam, że tak długo, na dodatek taki krótki rozdział i taki beznadziejny :((
Lucas prawdopodobnie pojawi się w nastepnym odcinku, który mam nadzieję, ze pojawi się szybciej :)
Pozdrawiam wszystkich!
moj twitter: @luv_ola